28 października 2011

105. Michał, 26 lat, Tomaszów Lubelski


Nago. Moje ciało bez dodatków. Dodatków, które szpecą lub kamuflują. Kocham swoje ciało. Nienawidzę swego ciała. Moje życie i moje przekleństwo. Mój instrument i wszystkie moje blokady. Moja duma i moje kompleksy. Odwracam uwagę od swojej nagości, nadrabiam miną.

Lubię swój stary t-shirt. Z jego stanem zdrowia jest coraz gorzej. Dwie dziury, nowotwory skracają jego żywot. Rozrastają się z każdym praniem. Jest dla mnie idealny, uszyty specjalnie dla na mnie. Moje ciało oddycha i jest wolne.

Nie lubię obcisłych swetrów. Szczególnie tego jednego. Czuję krępacje. Moje ciało jest jak w więzieniu. Nie żyje własnym życiem. Podporządkowuje się swetrowi, któy jest dyktatorem i rządzi w zimnym państwie.

11 października 2011

104. Krystyna, 23 lata, Pisarzowice


Nago. Sporadycznie lubię swoje ciało i nagość. Cały czas pracuję nad nim, żeby częściej wstawać rano i popadać w lekki samozachwyt. Wpadłam w pułapkę kultu ciała, może kiedyś z niej wyjdę i zacznę racjonalnie odbierać siebie, a nie przez pryzmat innych.

Lubię się chować pod ubraniami, każdego dnia zmieniam się. Są tygodnie kiedy mam ochotę na dany styl i jego się trzymam. Ciuchy traktuję jak zabawki, o które dbam i nie wyrzucam, na jakiś czas odkładam do kartonu, żeby póżniej odkryć je na nowo. Moją pasją jest pisanie i aktorstwo. W jednym i drugim spełniam się i odkrywam na nowo. Uwielbiam eksperymentować na każdej płaszczyźnie. Czerwona szminka daje mi pewność siebie. Lubię mieć odkryte ramiona, nogi i plecy.

Nie lubię stagnacji i szarości, agresywnego krzyku bez uzasadnienia i monotonii. Ubrania są sztuką, którą cenię i krytykuję. W każdym czuję się dobrze ale wszystko zależy od mojego nastawienia. Permanentnie i z uporem jednak nie potrafię polubić cekinów, które krzyczą i golfów, które płaczą.

4 października 2011

103. Sylwia, 22 lata, Świdnica


Nagość... hmmm  dość szeroko pojęte. Dawniej nagość była dla mnie czymś wstydliwy, wręcz straszliwym, okrutne było, kiedy miałam rozebrać się przed chłopakiem. Uważałam, że moje ciało jest brzydkie, nie zasługuje na podziw i należy je kryć. Jest w nim tyle niedoskonałości, że wstydziłam się być sobą taką jaka jestem, wstydziłam się swojego ciała, bałam się krytyki, wyśmiania. Później to się zmieniło. Pozując do aktu z początku czuję skrępowanie, nie bardzo wiem jak się zachować, później staje się to na tyle naturalne, że skrępowanie znika i mogę być sobą, szaloną i nagą. I nie interesuje mnie jak skrytykują moje ciało inni. Dla samej siebie jestem piękna, i wspaniale czuję się w swojej skórze. Patrząc w lustro jestem dumna, że mam takie ciało. Że mam swoje ciało.

Lubię sukienki! Są fantastyczne! Zielone, niebieskie, kwieciste, w grochy, każdy deseń, każdy fason, chcę wszystkie. Uwielbiam pokazywać swoje atuty... dłuuuugie nogi. Przyciągają wzrok zachwyconych mężczyzn i zazdrosnych kobiet. A niech patrzą, tyle ich. Czuję się rewelacyjnie kiedy zakładam kieckę i idę ulicą, czuję się swobodnie, bez niepotrzebnego krępowania ruchów. Sukienki są bardzo kobiece, uważam, że kobiety powinny pokazywać swoje atuty, wdzięki, że powinny pokazać zachwyt własnym ciałem i swoją naturalną kobiecość, swój sex appeal.

Nie znoszę t-shirtów, spodni, wszystkiego co zakrywa figurę i kształty. Spodnie są dla mężczyzn, nie są kobiece, choćby nie wiem jak były dopasowane. Owszem, nie wykluczam ze swojej szafy tej części garderoby, ale tylko dlatego, żeby być zabezpieczoną na chłodne, czy mroźne dni. Całe życie chodziłam w spodniach, ukrywałam się pod stertą ubrań brzydka i szara. Teraz, kiedy wywalczyłam samą siebię, nie mam zamiaru chować się w workowate swetry, wielgachne t-shirty i spodnie od pasa do kostek. Jedyne co widać to głowa i dłonie. Niezbyt ciekawy widok.