
Nago. Jak każda kobieta, jestem świadoma wad i zalet swojej sylwetki. Moje ciało zmienia się wraz z biegiem lat, raz nabiera krągłości by innym razem je utracić. Nigdy dotąd nie odważyłam się pokazać obcej osobie zupełnie nago, ale muszę przyznać iż było to ciekawe doświadczenie. Spojrzałam na siebie z zupełnie innej strony i muszę przyznać, że nawet polubiłam swoje krągłości :)
Lubię. Nie noszę ubrań dla metek. Uwielbiam rzeczy proste, które można zestawić z całą masą moich innych ubrań. Krótki żakiet, ponadczasowy biały t-shirt oraz czarne getry są moimi ulubionymi elementami garderoby. Nie podążam ślepo za trendami, nigdy nie założę niczego co w danej chwili króluje na ulicach ale nie wygląda na mnie zbyt dobrze. Ciuchy, które zakładam muszą być odpowiednie do okazji oraz muszę czuć się w nich komfortowo – bez obawy, że zaraz piersi wyskoczą mi zza dekoltu :)
Nie lubię kiczowatego różu, tipsów, solarki, tony pudru, obwieszenia biżuterią niczym choinka, mini tak krótkich, że człowiek zastanawia się czy to przypadkiem nie pasek, niewygodnych szpilek, dekoltów odsłaniających więcej niż pozwala na to przyzwoitość. Ogólnie rzecz biorąc nie znoszę całego tego „looku”, który kojarzy się z tlenionymi disco-barbie, których IQ jest niższe od ich obcasów... Jeśli kiedyś założę na siebie to wszystko, na głowie zrobię tapirowanego koka przypominającego kokon, którego żaden ptasznik by się nie powstydził i do tego wszystkiego zrobię „dzióbka” – zabij mnie proszę...