20 stycznia 2010

1. Ania, 23 lata, Wrocław


Nagość... taka się urodziłam – naga i bezbronna... bez wstydu, który jednak szybko przyszedł... Dorastanie – nie zawsze akceptowałam swoje ciało i swoją nagość, odrzucałam ją, w lustrze widziałam brzydkie kaczątko, za małe piersi, za krótkie nogi, długo można by wymieniać. Nagość była czymś wstydliwym... będąc nago, nie byłam sobą... moje ciało istniało gdzieś obok mojego prawdziwego ja...

Gdy minął zwariowany czas burzy hormonów, nadszedł okres, gdy moje ciało i ja zaczęły stanowić dla mnie jedno... kiedy potrafiłam stanąć przed lustrem nago i nie wyszukiwać swoich wad, ale próbowałam znaleźć zalety... Co się stało, że zaakceptowałam się jeszcze bardziej? Zostałam zaakceptowana przed drugą osobę, pokochana prawdziwą miłością... zobaczyłam siebie oczami kogoś, dla kogo wszystko we mnie było i jest najwspanialsze...

Dlaczego pozuję czasami do aktów? By potrafić zaakceptować swoja nagość, również, gdy nie ma przy mnie osoby, która na każdym kroku uwielbia każdy fragment mojej cielesności... ale również dlatego, by poczuć się bezbronnie... kiedy nie zakrywam się pod warstwami ubrań, kiedy jestem tylko ja i moje uczucia, fragment mojej duszy... gdy nie mogę udawać kogoś, kim nie jestem... przez to poznaję siebie za każdym razem, gdy staje nago przed błyskającym fleszem...

Gdy ubranie nie krępuje moich ruchów, czyli dresiara Ania... gdy po całym dniu wracam do domu, jedyne o czym marzę, to zrzucić z siebie niewygodne ubrania i przebrać się w dres... Dresowe spodnie, jakaś wyciągnięta koszulka, bluza (jestem zmarzluch, więc od wczesnej jesieni do późnej wiosny nawet w domu zakładam na siebie kilka warstw)... Biżuterię zdejmuję przekraczając próg domu. Czasami wcześniej, już na schodach, ale zgubiłam w ten sposób pierścionek i kolczyki, które niezauważone wypadły mi ręki, więc teraz staram się uważać...

Hmm... tak się właśnie zastanawiam, bo gdy wychodzę z domu i nie mam na sobie zegarka i jakiegoś pierścionka, nie wspominając o innych elementach biżuterii, to czuję się trochę naga... może lepiej – „niedoubrana”, a w domu wszelkie ozdoby na moich rękach, uszach, szyi są balastem, przeszkadzają w odpoczynku, relaksie...

Teraz też siedzę w dresowym stroju, z kubkiem gorącej czekolady i właśnie tak czuję się naprawdę sobą w swoim domu.


Gdy trzeba ubrać uniform – nielubiane garnitury, koszule, spódnice i sukienki... są takie sytuacje w moim życiu, że kiedy staję przed szafą i na samą myśl o tym, co muszę z niej wyciągnąć i na siebie założyć, już jest mi niewygodnie... Ani stać, ani usiąść (z podkulonymi nogami oczywiście, tak jak lubię najbardziej), trzeba uważać, żeby się nie wygniotło... To nie strój dla mnie – garnitur, sukienka, spódnica, coś eleganckiego, coś na sztywno jednym słowem... Może to kwestia złych skojarzeń, egzaminy, rodzinne spotkania (na których każda ciocia chce wiedzieć o mnie więcej, niż sama wiem), pogrzeby... A może ja po prostu taka nie jestem, nie potrafię być sztywna, poukładana, idealna.... Może jeszcze nie dojrzałam do tego... Teraz zdecydowanie wolę dresy... Na polubienie uniformów nadejdzie jeszcze czas, być może...

12 komentarzy:

Unknown pisze...

szkoda, że to aż we Wrocławiu.. Bo pomysł genialny. Mi by się przydało coś takiego, by zaakceptować siebie, swoją kobiecość..

Arkadiusz Wojciechowski pisze...

Lika, tak czy inaczej proszę o jakiś kontakt.

Alex44 pisze...

To mój pierwszy komentarz z planowanych 100 (albo więcej) - dzisiaj znalazłem ten fotoblog i jestem zachwycony - fotografem/blogerem i jego modelkami i modelami.
Aniu - jesteś sobą, fantastyczną, szczerą, wielowymiarową osobą (i pewnie wszystkim modelom i modelkom to powtórzę - ale to prawda).
Takich ludzi od pierwszego wejrzenia się lubi i ceni. Takich ludzi chciałoby się poznać.Choćby tylko po to, żeby porozmawiać.
Gratuluję wspaniałej sesji i mądrych odpowiedzi.
Powinnaś być z siebie dumna - tym bardziej, że jesteś tu pierwsza :)

A Arkowi od tego, aż do ostatniego (oby nigdy nie nastąpił) postu będę kadził - WIELKA RZECZ.MĄDRA RZECZ.

Ann. pisze...

Ehh... Za nieco ponad 2 m-ce minie 5 lat od tej sesji. Tak, to ja-Ania ze zdjęć powyżej. Szczerze, to zupełnie o nich zapomniałam i gdy przypomniałam sobie (zupełnie przez przypadek), to szybko sprawdziłam czy blog jeszcze żyje i widzę, że żyje cudnie i ciągle zapełnia się nowymi osobami i ich historiami. Super! Oby tak dalej. Jejku, mnóstwo się zmieniło we mnie...ale dresy w domu kocham nadal ;-)

Arkadiusz Wojciechowski pisze...

5 lat minęło, a Ty pewnie nadal piękna :)

Ann. pisze...

Haha :-) z tą pięknością zawsze było tak sobie. Zmieniłam się, co prawda kg nie przybyło, ale upływający czas i macierzyństwo zrobiły swoje.

Ann. pisze...

Niebawem minie 8 lat od tej sesji. Fajnie sobie przypomnieć. Pozdrawiam, Ania :-)

Arkadiusz Wojciechowski pisze...

O mój Boże, to już tyle lat minęło? Pojawia się mała szansa na nowe wpisy. P.S. Odezwij się czasem na priv :)

Ann. pisze...

13 lat 🙈 z wielkim sentymentem wspominam tę sesję. Jestem już na zupełnie innym etapie życia, ale czytając swój wpis, to czuję, że z większością nadal się zgadzam. Wciąż kocham wygodne dresy i czuję się mniej komfortowo w sztywnych uniformach. Pozdrawiam Twórcę zdjęć i wszystkich uczestników.

Anonimowy pisze...

Wow, 13 lat. Kiedy to zleciało? Zapraszam przed obiektyw raz jeszcze, co Ty na to? :)

Ann. pisze...

Nie wiem kiedy. Pewnie wtedy, gdy kończyłam studia, brałam ślub, wyprowadziłam się na drugi koniec kraju i urodziłam 3 dzieci �� trafić przed Twój obiektyw, to wielki zaszczyt, ale tak technicznie, to trudne, bo mieszkam daleko od Wrocławia. Życie zaprowadziło mnie na Mazury ☺️

Anonimowy pisze...

I co z tymi nowymi wpisami? Hihi 😉