Wszystkiego dobrego w Nowym Roku! Szczęścia, zdrowia, pomyślności i niech Was omija z daleka najmniejszy nawet pech i smutek. Życzenia te kieruję do wszystkich uczestników i tych także, którzy nas czytają i oglądają.
Dobrej sylwestrowej zabawy, a jutrzejszego poranka cichego tupania białych mew o pokład pusty.
Arek Wojciechowski
31 grudnia 2010
29 grudnia 2010
62. Łukasz, 22 lata, Wrocław

Lubię. Cóż, interesuję się militariami i prawdę mówiąc podoba mi się taki wojskowy styl. Może nie wygląda elegancko ale jest wygodny i funkcjonalny. Lubię ubierać się luźno i wygodnie często zapominając o jakiejkolwiek estetyce. Lubię koszule, krótkie spodnie z wieloma kieszeniami i adidasy lub wojskowe buty, jakąś bluzę i plecak, ot żeby zawsze wszystko zapakowac.
Nie lubię rzeczy, które przylegają do ciała, swetrów, golfów innego rodzaju materiałów. Wręcz nienawidzę kiedy czuję się skrępowany i przy każdym przysiadzie miałbym się popruć :D Nie lubię także ubrań workowatych czy z innej strony przesadnie pstrokatych. Innymi słowy, odpada wszystko to co krępuje ruchy i sprawia, że czuję się jak kolorowa lalka w lateksie.
16 grudnia 2010
61. Kasia, 21 lat, Kraków

Lubię. Mam wiele twarzy, można nazwac mnie Kaśką, Katarzyna, Kasią, ale jest we mnie też taki mały kochany Kaś – dziewczynka, która pragnie miłosci, przytulenia i zachwyca sie światem w każdy możliwy sposób. To ta wrażliwa i delikatna, która bardzo często się wzrusza. Chyba jest to jeden z najsilniejzych aspektów mnie :) dlatego ubrałam mój ukochany, wygodny, milutki szlafrok, bo to własnie w wygodnych, luźnych, ciepłych ubraniach czuję się najlepiej. Albo nago. Nie lubię gdy mnie coś ogranicza, wpija się czy buduje o mnie opinie. Aa serduszka widzę wszedzie gdzie spojrze.
Nie lubię to słabe określenie. Nie mogę pogodzić sie z obłudą, nieszczerością. Z zabijaniem dla przyjemności. Jak można się domyslić jestem empatyczną wegetarianką, kocham zwierzęta więc ich nie jem i nie ubieram się w nie. Nie rozumiem jak mozna zabijać, tylko po to żeby mieć ładny płaszcz. Jak można jeść mięso, bez świadomości czym jest. Czemu potraficie widzieć w tym tylko fileta, a nie czującej istoty? Kto naprawdę potrafi zabić kurczaka żeby go potem zjeść? ...skoro kurczaka można, to czemu nie można psa, kota czy konia? Nie mam nic przeciw jedzeniu mięsa, ale tylko wtedy kiedy jest to świadome jedzenie.. nie mogę pojąć skąd w ludziach tyle okrucieństwa dla innych istot (szeroko rozumianych) i siebie. Skad ten pęd bez zastanowienia się czym są, dlaczego i co dalej. Smuci mnie odejście człowieka od natury, i wpojenie „człowieczeństwa” gdy nie rozumiemy czym ono jest.
7 grudnia 2010
60. Mateusz, 27 lat, Wrocław

Lubię słuchać muzyki, nie ma dla mnie dnia bez niej. Z uśmiechem i pełen energii budzić się każdego dnia. Podskakiwać do góry bo każdy dzień jest inny i może przynieść coś miłego. Doceniać to co się ma, a nie patrzeć czego brakuje. Jeansy i thsirty, najlepiej w jaskrawych kolorach, z ciekawymi i nietypowymi nadrukami.
Nie lubię garniturów, ubierania się na sztywno, krępowania moich ruchów, tej całej elegancji, sztuczności i ukrywania swojego ciała pod sztywnym materiałem. Wywyższania się, krępowania, poczucia że trzeba się czymś ograniczać. Po co?
6 grudnia 2010
59. Agnieszka (aka Wanilianna), 34 lata, Leszno

WANILIANNA bardzo lubi ponadczasowe stroje z lat 40-tych i 50-tych: sukienki, bluzki, spódnice, halki, bullet bras, girdles, gorsety, buty na wysokim obcasie i wiele jeszcze innych wspaniałości. Kocham nylonowe pończochy! Ogromnie! To mój największy fetysz. Gdy mam je na sobie czuję się jak ryba w wodzie. Dają mi uczucie komfortu, czuję się w nich elegancko, kobieco, seksownie. Ponad to jestem wielbicielką pasów do pończoch, ale tylko tych z metalowymi zapięciami! Uwielbiam być ściśnięta gorsetem, która modeluje mi talię na kształt klepsydry.
Jestem kobietą, więc lubię czuć się seksownie – dodaje mi to pewności siebie, świadomości zalet, jakie ma każda z nas. Lata 40- i 50-te to czas, kiedy kobieta była kwintesencją dobrego stylu, dobrego smaku. Moda tamtych czasów to jak wspaniała limuzyna lub najdroższy szampan Dom Perignon.
WANILIANNA nie lubi wielu rzeczy. Mam alergię na rajstopy, leginsy i baleriny. A! Nie znoszę narzucanych z góry trendów mody. Jednakże wybierając się do Arka na Uniformy, natknęłam się na moją koszulę nocną, która była zakupiona „z okazji” mojego pobytu w szpitalu. Postanowiłam się przemóc i założyć ją na siebie… Za każdym razem, jak tam lądowałam, miałam właśnie tę nieszczęsną koszulę. W szpitalu nie ma miejsca na elegancję, na komfort… Tam jest tylko cierpienie, ból, smutek, nasze ciało jest przeraźliwie przedmiotowe, fizjologiczne, faszerowane kroplówkami, narkozami, lekarstwami – jest jednym z cierpiących ciał, które okala naszą psychikę, która jeśli jest silna, upora się i przetrwa trudny czas i pozwoli wznieść się na wyżyny.
2 grudnia 2010
58. Berenika, 21 lat, Wrocław

Jak to ja, sierota musiałam się w szpilkach popisywać. Oczywiście nie mogło się to skończyć inaczej, bo średnio raz w miesiącu coś się ze mną dzieje, tylko dlaczego akurat teraz, jak spadł śnieg, pod śniegiem lód, a dookoła błotko?
Kocham taniec. Nie wyobrażam sobie życia bez niego. Mogę nim wyrazić każdą emocję i wiem, że zostanę zrozumiana. A najbardziej uwielbiam tańczyć, gdy patrzą. Gdy patrzy Mój Jedyny i kiedy po skończonym pokazie słyszę brawa, to dla mnie najlepsza nagroda i utwierdzenie w przekonaniu, że robię to dobrze.
Nie lubię. Nie zamierzam rezygnować ze swojej seksualności tylko dlatego, że mam przekazywać wiedzę i wychowywać. Niektórych ojców też trzeba będzie edukować na wywiadówkach... ;) Najbardziej nie lubię świadomości, że kiedy już zacznę pracę, to wymagać się będzie ode mnie mechaniczności i służbowego podejścia. A ja nienawidzę udawać. Bo czy naprawdę biała bluzka i spódnica ukryją fakt, że oprócz funkcji publicznej jestem także kobietą?
30 listopada 2010
57. Monika, 20 lat, Wrocław

Lubię czuć się atrakcyjnie, jak każda kobieta. Lubię podobać się zarówno sobie jak i innym. Aby dobrze wyglądać jestem w stanie się nieco poświęcić, np. ubrać niewygodny, opinający strój. Mimo że najwygodniejszym ubraniem jest domowy dres, to na co dzień, w miejscach publicznych chcę czuć się kobieco i pięknie. Strój i makijaż dają mi więcej pewności siebie. Wyprostowana, schludna i zadbana mogę stawić czoła całemu światu. W codziennym stroju jestem nieśmiałą, szarą myszką, którą wystarczy, że akceptuje ta jedna, najważniejsza dla mnie osoba.
Nie lubię tej wrażliwej, często zabłąkanej i wystraszonej osóbki, która siedzi we mnie odkąd pamiętam. Z wieloma problemami nie potrafię sobie poradzić, dlatego potrzebuję kogoś, kto wskaże mi drogę, pocieszy, przytuli. Doskwiera mi brak pewności siebie i wiary w swoje możliwości. Często się wzruszam, miewam zmienne nastroje. Chyba nigdy nie pozbędę się tego dziecka, które tak mocno we mnie siedzi.
27 listopada 2010
25 listopada 2010
55. Dominika, 19 lat, Oświęcim

Lubię kolorowe majtki, rozciągnięte koszulki i frotowe skarpetki. Jest mi w takich zestawach najwygodniej. Zazwyczaj też stosuję to jako piżamę. Często nie słyszę budzika, więc przynajmniej w ekspresowym tempie potrafię się przebrać w normalne ciuchy. Nic nie ogranicza mojej swobody ruchów, mogę się ubrudzić bez wyrzutów sumienia. Najważniejsze jest jednak to, że dla swojego faceta wyglądam seksownie.
Nie lubię golfów, w których się duszę. Swetrów które gryzą. Butów z ostrym szpicem i kapci. Najbardziej jednak nienawidzę spódnic z wysokim stanem i odprasowanych białych bluzek, w których nie można oddychać "bosiępogniecieicowtedy". Wszelkie uroczystości staram się zaliczać w sukienkach. Jeśli muszę być białoczarna, to biorę jeansy i jakąkolwiek białą bluzkę. Nienawidzę też czapek. Fajnie, że są, bo jest ciepło. Ale nawet najbanalniejsza fryzura robi się oklapnięta, gryzie toto, drapie i zjeżdża mi na oczy. O! i jeszcze puchowych kurtek nie lubię, bo się ruszać nie mogę :(
24 listopada 2010
54. Justyna, 19 lat, Legnica

Lubię. Jestem typową artystyczną duszą. Lubię się zachwycać. Koronkową bielizną, poranną mgłą, chmurami. Lubię poranną gorzką kawę i tę popołudniową, na słodko. Lubię mieć czas dla siebie, dla bliskich. Lubię się do kogoś przytulić, pocałować z kimś w mieście, tak publicznie, może zbyt spontanicznie. Lubię słodycze, nie potrafię się im oprzeć. Lubię, gdy nie muszę nikogo udawać, czuję się w pełni akceptowana. Jestem normalną kobietą, ktoś mógłby powiedzieć, że dziewczyną. To nie ma znaczenia. Mam swoje wady i zalety, przede wszystkim lubię, gdy widzę jak powoli te wady zwalczam.
Nie lubię gdy ktoś pozuje, jest nienaturalny. Sama siebie też za to nie lubię, że często wkładam na twarz maskę, udaję kogoś kim nie jestem. Są sytuacje, gdy zastanawiam się czy ja to ja. Nienawidzę tych sytuacji. Nienawidzę swoich zmiennych nastrojów, nieogarnięcia i ciągłego odpowiadania „nie wiem”. Chciałabym lepiej siebie poznać, mam wrażenie, że wiem o sobie najmniej ze wszystkich osób, z którymi przebywam.
53. Mariusz, 34 lata, Trzebnica

Lubię. Ciepły, luźny i praktyczny, w którym czuję się swobodnie i nie muszę się zastanawiać nad tym czy się na przykład nie pobrudzę, a jeśli już, to pralka ma zajęcie.
Nie lubię "kołnierzyków" i eleganckich garniturów, w których trzeba na baczność stać, bo jak się usiądzie to ciągnie tu i tam, albo koszula wyłazi.
19 listopada 2010
52. Kaśka, 30 lat, Przedwsie Wrocławskie

Lubię. Nie umiem zdecydować się na tyle, by zadeklarować się tym zdjęciem co lubię, dlatego jestem naga, albo ubrana we wszystko, a także i w nic. Jedyne co mogę założyć to fakt, że lubię wszystko, czego jeszcze nie poznałam. A to co lubię, a już poznałam, mogę równie dobrze jutro wyrzucić. Jest coś co lubię robić od pewnego czasu i trwa nadal, fotografować fasady, więc i o to moja fasada.
Nie lubię. Jest kilka pierdół, z racji tego, że już je znam, zakładam że musiały widzieć mój tyłek. Mam je za plecami, już widziałam, przeszłam, wyszłam, wyrobiłam sobie zdanie, no i się zdarzyło, nie polubiłam, albo zaczęłam nie lubić. Wszystko z czasem może się zmienić. Mały komentarz do mojego tyłka: nigdy nie zobaczę cię tak, jak może zobaczyć Cię cały świat.
16 listopada 2010
50. Natalia, 18 lat, Wrocław

Unifomy pokazują jak różni od siebie jesteśmy. Nagość to piękno w czystej postaci. Wydaje mi się, że pokazując moje ciało, nie mam nic do ukrycia. Czuję się bardzo kobieco.
Najpewniej czuję się w męskich spodniach. Wielu mężczyzn uważa, że kobieta nie potrafi podołać pewnym rzeczom, bo jest słabsza emocjonalnie i łatwiej się poddaje. Pragnę przełamać wszystkie bariery. Czuję się niezależną i silną, twardo stąpającą po ziemi dziewczyną, która wie czego chce.
Nie lubię spodni wysokich za pępek, idealnie dopasowanych, na wzór tych z lat 70-tych. Czuję się jak w nich jak rozwódka po czterdziestce, szukająca wrażeń.
13 listopada 2010
49. Marta, 21 lat, Milanówek

No własnie, czy nagość daje przyzwolenie na przyklejanie łatki, która powinna określać tylko zachowanie? Bardzo się cieszę jeżeli ktoś jeszcze dotarł do końca mojej długiej wypowiedzi bo teraz dopiero opowiem o sobie :)
Nagość dla mnie? No właśnie. Przede wszystkim zmienia się wraz z latami świadomość własnego ciała. Z jednej strony się go nie wstydzę i kocham je, nie boję się nagości. Z drugiej strony boję się opinii takich życzliwych osób, a mieszkając w małej miejscowości trzeba temu stawić czoła. Z jednej strony coś powinno pozostać zachowane tylko dla siebie i dla bliskiej nam osoby, a z drugiej strony wszyscy jesteśmy identyczni. Z jednej strony od małego mówi się nam „be” kiedy biegamy bez majtek, a z drugiej mowi się, że nie mamy się czego wstydzić.
Wybierając się do Arka, a trwało to pół roku, nie wiedziałam do końca jak przedstawię swoją nagość i czy w ogóle się rozbiorę, no bo gdzie to tak, przy obcym? I wydaje mi się ze przez to doświadczenie pokonałam kolejny próg istniejący w mojej głowie.
Na codzień uwielbiam rzeczy wygodne i praktyczne. Nie mówię o byciu flejtuchem ale nie lubię jak coś ogranicza mi ruchy. Moja praca czy szkoła raczej nie pozwalała mi nigdy na strojenie się. Pracując za barem można się pobrudzić, poza tym wysokie szpilki bywają raczej zbędną atrakcją na osiem czy dziesięć godzin pracy. :P Robiąc charakteryzacje skupiam się raczej na efekcie i wpadając w wir pracy nie myślę o tym czy gniecie mi się teraz super droga sukienka czy nie zniszczę obcasów biegając do poprawek (i przy okazji nie skręcę sobie nogi czy co gorsze karku :P). Jednak lubię też poczuć się kobieco dlatego kocham bieliznę retro, a szczególnie gorsety, które odkryłam parę lat temu.;-)
Nie znoszę wesel. Natapirowanych, wybrokatowanych koków, okropnych kiecek, w których młode dziewczyny się postarzają, a starsze kobiety odmłodzają. Całej parady papug, muzyki i oddechów wujków po paru głębszych, którzy nie rozumieją co oznacza słowo nie, gdy nie chcesz tańczyć, ale za to wiedzą jak skutecznie zdeptać ci w tańcu stopę.
7 listopada 2010
48. Paulina, 19 lat, Wrocław

Nie lubię, a wręcz nienawidzę! W rajstopach! Najbardziej jestem na NIE do spodni. Sukienkę przeżyję, bo musi być ciepło, ale spodnie odpadają...chyba już wolałabym męskie kalesony!
Moja nagość... bardzo ją lubię i swobodnie się z nią czuję. Nie czuję wstydu, a eksponowanie jej czasami wręcz sprawia mi przyjemność, bardzo pozytywnie do tego podchodzę. Coś tam bym w sobie zmieniła, ale chyba i tak cieszę się z tego co jest. Pełna akceptacja.
5 listopada 2010
47. Damian, 18 lat, Wrocław

Lubię. Każdy ma jakieś upodobania, a ja uwielbiam swoja piżamę. Tylko w niej czuję się naprawdę swobodnie; nie znoszę, kiedy podczas snu, pod kołdrą, elementy ubrania uwieraja mnie, krępuja moje ruchy, dlatego zawsze ubieram koszulkę z długim rękawem i długie spodnie.
Nie mógłbym także spać jedynie w bokserkach i koszulce, ponieważ wtedy zwyczajnie jest mi zimno i czuję każdy element pościeli oraz łóżka.
W mojej piżamie lubię także chodzić jeszcze długo po tym, kiedy wstanę. We własnym domu śniadanie przeważnie jadam w piżamie, często nawet obiad. Zdarzały się sytuacje, kiedy w piżamie wyszedłem do pobliskiego sklepu, czuję sie w niej tak dobrze, że czasem o niej zapominam. Ubieram się zawsze adekwatnie do okazji. Nie zawsze zwracam uwagę na wygodę, na pierwszym miejscu jest u mnie jakość i styl, ale w nocy, kiedy jestem sam i chcę sie wyspać, nic nie może mi w tym przeszkodzić.
Nienawidzę. W moim stylu ubierania się stawiam przede wszystkim na niepowtarzalność, interesuje mnie moda, jednakże nigdy nie chciałbym nosić tego, co tłum innych osób i w taki sposób, jak większość.
Szczegolnie nienawidzę pewnych zwyczajów samego noszenia ubrań. Jednym z nich jest nagminne wkładanie koszuli do spodni, nieważne jaka to jest koszula. Denerwuje mnie pewien styl, w którym spodnie są bardzo nisko opuszczone, a do nich włożona jest jeszcze koszula, w efekcie czego podnie są podciągniete i spiete paskiem już na brzuchu, a nie tam, gdzie sie powinno.
Nienawidzę dokładności, rutyny i dbania jedynie o wygodę. Preferuję artystyczny nieład i awangardowość, dlatego wszelkie przejawy tzw. „swojskości” bardzo mnie irytują. W takim zestawie czuję sie skrępowany, niechlujny i napiętnowany przez otoczenie, które na mnie patrzy. Wiele ludzi nawet tego nie zauważa, a dla mnie jest to jedna z najgorszych wpadek.
4 listopada 2010
46. Marcela, 23 lata, Świdnica

Wybierając strój, w którym najlepiej się czuję bez zastanowienia sięgnęłam po piżamę. Biorąc pod uwagę fakt iż przesypiam połowę doby, piżamę traktuję jako moją drugą, b. naturalną skórę. Kładąc się spać nie zastanawiam się „co powiedzą ludzie kiedy mnie zobaczą”. W zależności od nastroju, sytuacji jakie miały miejsce w ciągu dnia, chęci bądź jej braku, wkładam na siebie to na co mam ochotę. Kolor, fason, długość – to wszystko, może i wbrew pozorom, ma duży wpływ jaki będzie mój stan emocjonalny następnego poranka. Moim zdaniem bielizna nocna jest tak samo ważna, a może i ważniejsza, od bielizny, którą nosimy na codzień. Zapytana o to w czym najlepiej się czuję, śmiało odpowiem – w tym, co jest tylko moje i tylko dla mnie – w piżamie. W tym, co nakładam na noc śniąc o jutrze!
Każda kobieta w swojej garderobie powinna mieć „małą czarną”. Mała czarna w wersji klasycznej to przede wszystkim dyskretny urok i szyk. Uważam, że taki strój potrafi zmienić największą sportsmenkę w piękną, subtelną, pełną wdzięki i elegancji kobietę. Od wieków pozostaje strojem, który nosi się w każdym wieku, do każdej figury, dopasowując ją na każdą okazję. Niestety ja, nie mam za wielu okazji żeby pokazać się w niej światu. Dlatego chcę by świat ujrzał mnie własnie w tym ubiorze. Czy jako kobieta utożsamiasz się z tym, co powiedziałam? Czy jako mężczyzna podzielasz moje zdanie?
Nie ma ludzi idealnych, jeśli ktoś uważa, że jest piękny, najwidoczniej jego lustrem jest photoshop. Musimy cieszyć się z tego co mamy, z uniesioną głową iść przez życie pokazując jak bardzo cenimy samych siebie. Słyszeliście słowa „ja to ja, to jasne jak dwa razy dwa”? Z tym mottem idę przez życie, nie udaję kogoś, kogo chciałby zdobyć świat. Jestem sobą, w każdej postaci, będąc naga, mając na sobie piżamę, czy zakładając na siebie moją „małą czarną". Moja nagość, stworzona przez Boga, jest w 100% moja, jest naturalna, nieulepszana...
Dziękuję Arkowi, że mogłam pokazać się taka, jaka jestem, a nie taka, jaką widzą mnie inni!
29 października 2010
Komunikat
Przez jakiś czas fotografie zamieszczone na blogu mogą być niewidoczne. Będzie to spowodowane zmianą dostawcy usług hostingowych, czyli serwera na którym fotografie są przechowywane. Za niedogodność przepraszam i mam nadzieję, że sytuacja unormuje się w ciągu 24 godzin.
pozdrawiam
Arek
pozdrawiam
Arek
27 października 2010
45. Agnieszka, 26 lat, Świdnica

Nieodłącznym elementem nagości jest zawsze na początku wstyd który towarzyszy nam niezależnie od sytuacji. "Wstyd jest elementem człowieczeństwa, godności, znakiem transcendencji" jak twierdzi Krzysztof Piesiewicz. Całkowicie się z tym zgadzam, dla każdego jest ona czymś bardzo ważnym, każdy z nas stara się chronić swoją nagość. A jak pokazywać to godnie i ze smakiem by stanowiła piękno i pokazywała szacunek nas samych do siebie a nie wulgarnie kompromitowała czy odstraszała innych do pozowania w tym zakresie. ”Wszystko co ludzkie nie jest mi obce” tak głosi hasło humanistów i w tym jest pełno prawdy wszystko co jest z umiarem pokazane może być piękne...
Lubię. Jestem kobietą a jak każdy wie kobieta zmienną jest i mimo,że subtelna blondynka ze mnie jest, to i tak, ja w całym tym obłoczku delikatności staram się mieć w sobie to coś, co czyni mnie bardzo, bardzo kobiecą... Na co dzień zwariowana, szalona i mała niepozorna a jednak wulkan energii wszędzie mnie pełno nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych. Lubię zaskakiwać, lubię oryginalność wśród ludzi którzy podkreślają swoją odrębność i światopogląd oraz sposób myślenia poprzez specyficzny styl ubierania się. Potrafię postawić na swoim ale na pierwszy rzut oka sprawiam wrażenie ciekawej jednak zamkniętej w swoim świecie dziewczyny.
Gdy się mnie lepiej pozna można się przyzwyczaić do mojego stylu bycia i ubieranie się. Czasem jestem bardzo dziewczęca, lubię wysokie szpilki, obcisłe spodnie i bluzeczkę z dekoltem zazwyczaj wtedy żaden mężczyzna nie jest w stanie oderwać ode mnie wzroku. Zmysłowe piękno może niekiedy przybierać nieco bardziej wyrazistą formę „kobiety – wampa”. Wampem się czasem bywa na użytek określonej sytuacji. Ja uwielbiam czasem poczuć się jak 100% kobieta i przebrać się za wampa, ale oczywiście z gustem i umiarem. Nie lubię przesady i tandety. Czasem miło jest podkreślić co nieco śmielszym strojem. A tym samym siebie i innych zaskoczyć z delikatnej i kruchej istoty zrobić z siebie boginie kobiecości mimo zbędnych kilogramy i mnóstwa kompleksów i czuć się pięknie choćby tylko dla siebie.
Nie lubię kiedy nieznajomi ludzie pytają mnie o wiek. Często czuje jak poważnie wyglądające osoby zachowują się z wyższością jest to bardzo irytujące. Jestem bardzo niska, mam ledwo 164 cm wzrostu. Nie jestem najszczuplejsza jeśli chodzi o brzuch. Mam okrąglutką, mam dosyć dziecinne rysy twarzy, maleńkie stopy (roz. 36) Jednym słowem, nie wyglądam na swój wiek. Ludzie dają mi max. 18 lat. Bardzo utrudnia mi to życie. Chciałabym wyglądać na swój prawdziwy wiek tj. 26 lat. Nie nawiedzę być postrzegana jako dziewczyna prostolinijna i niewinna, grzeczna. Ponieważ czasami czuje, że mam diabła za skórą czyli dziewczynka robiąca złe rzeczy.
Śmieszy mnie czasem jak niektórzy mężczyźni patrzą na mnie powierzchownie i czasem z góry traktują jak przysłowiową pustą blondynkę” po paru minutach są zszokowani, że potrawie wypowiedzieć się bardzo inteligentnie a czasem innym pomóc i doradzić co z reguły daleko odbiega od osoby płytkiej emocjonalnie i mało inteligentnej.
Drażni mnie również jak ktoś mi udziela rady co mam robić, nie mam zamiaru przez to się katować i głodówki robić na czyjeś życzenie. Jeśli się komuś nie podoba to, że nie mam figury jak miss polania to niech zacznie w końcu siebie pilnować. Wygląd jest ważny, jasne ale nie najważniejszy pewnie, że dbam o wygląd, ale nie obsesyjnie. Nienormalne jest to,ze u niektórych osób wszystko zależały od wyglądu. No, niestety, niektórzy już tacy są. To żałosne. Przecież mimo zmiany wyglądu nadal się jest tym samym człowiekiem. Każdy jest jaki jest, każdy ma swoje mankamenty. Ale musimy je zaakceptować bo na świecie nie ma osób idealnych. Uroda kiedyś przeminie, a to co masz w środku zostanie. Nienawidzę ciągłych zmian w życiu i chaosu. Nie lubię również czekać i przychodzić za wcześnie na umówione spotkanie. Jedyną rzeczą której w sobie nie lubię a jednocześnie lubię, to to, że nie obrażam i nie złoszczę się na nikogo za długo. Zazwyczaj jak się zdenerwuje to potrafię swój gniew i wściekłość pokazać, ale jednocześnie dość szybko mi to przechodzi.
15 października 2010
44. Ola, 21 lat, Wrocław

Ktoś mógłby uznać, że jestem osobą bezkrytyczną i bez kompleksów. Nic bardziej mylnego. Mam ich kilka, ale staram się o tym nie myśleć. Za to jednego bardzo poważnego ukryć nie potrafię. Nie znoszę swoich dłoni. Najchętniej cały czas chodziłabym w rękawiczkach!
Lubię być naprawdę kobieca. I nie mam tu na myśli panującej mody na tipsy i mini spódniczki. Moim bezkonkurencyjnym wyznacznikiem stylu jest Audrey Hepburn. Piekna, delikatna i dziewczęca a przy tym naprawdę seksowna. Na niej się wzoruję. Prostota i elegancja. Figlarność i zmysłowość. Stroje, które podkreślają naturalną urodę, a nie ją zasłaniają.
Nie lubię seksownej bielizny. To zadziwiające jak okropne rzeczy potrafią robić sobie kobiety, żeby podobać się mężczyznom. Kiedyś były gorsety i krynoliny, dziś ich miejsce zajęły stringi i usztywniane biustonosze. Prawda jest taka, że ta najładniejsza bielizna, koronkowa, na drobniutkich tasiemkach jest ekstremalnie niewygodna.
Czy ją noszę? Oczywiście. W końcu chcę być seksowna, eksponować swoje ciało jak najlepiej i czuć się zauważana. Pani pokazująca się na ulicy bez stanika kojarzy się z osobą niechlujną, niezbadaną lub ostentacyjnie ekstrawagancką, a przecież to nic innego jak pokazywanie swych naturalnych walorów. Bez oszustw.
9 września 2010
Zaskakująca wygrana :)
Jakże mi było miło, kiedy dowiedziałem się o zwycięstwie mojego bloga w konkursie Świata obrazu. Został on wyróżniony przez jury konkursu, co szczerze mówiąc było dla mnie sporym zaskoczeniem.
Tym samym pozdrawiam i dziękuję wszystkim, którzy do tej pory wzięli udział w projekcie gdyż bez Was tego wyróżnienia z pewnością by nie było.
Jednocześnie zapraszam wszystkich chętnych, już od października wznawiam publikowanie nowych postów.
31 sierpnia 2010
43. Kinia, 24 lata, Lublin

Pokazywać się nago to co innego, ale mówić o tym to już inna para kaloszy. Łatwiejsze jest jednak przynajmniej dla mnie obnażanie ciała aniżeli duszy i dlatego trochę bałam się tej sesji. Z kobiecą seksualnością to nie jest prosta sprawa i choć mówię w imieniu swoim wiem, że wiele z was się ze mną zgodzi. Ciało kobiety i jej seksualność jest jednocześnie czymś coś cieszy i czymś co boli. To jest atut i balast. Piękne ciało zdaje się nam odbierać prawo do intelektu. Dlatego czasem bardzo je lubię, a czasem chciałabym się od niego uwolnić. Kobiety wychowywane są w poczuciu wstydu, ale nie mówię tu o skromności, ale o wstydzie, o tym co jest „fe”. Choć żyjemy w kraju cywilizowanym, kobiecie nadal jest wpajane, że rodzi się po to by służyć mężczyźnie. Myślę, że w obecnych czasach to co obserwujemy, tę sztuczną manifestację wolności kobiet w zakresie seksu, jest w rezultacie konsekwencją wychowania. Boimy się dotyku, boimy się bliskości, a jednak wiele kobiet tak łatwo „sprzedaje” się za chwilę ciepła. Tak mało jest w nas normalności, tak wiele zezwierzęcenia. A przecież i seksualność i dotyk są czymś na wskroś normalnym, czystym i dobrym. Przynajmniej tak być powinno.
Lubię
Mam ogromną słabość do ludzi i w związku z tym bywam wobec nich naiwna jak dziecko. To najbardziej konkretne z moich upodobań, pewnie dlatego najbardziej lubię fotografować ludzi. Lubię widzieć człowieka, który jest na swoim miejscu. Takiego, który dobrze się czuje ze sobą, którego pasja jest jednocześnie jego pracą. I bardzo bym sobie życzyła, żeby takich ludzi było jak najwięcej. Niestety lubię się smucić, choć ciężko się do tego przyznać, ale to prawda. Choć fotografie zdają się temu przeczyć ze smutkiem mi jest najbardziej do twarzy. Lubię się śmiać, gdy coś mnie raduje i ryczeć jak bóbr oglądając po raz setny „Miasto aniołów”. Niezwykle sobie cenię „święty” spokój, ale nie rutynę. Uwielbiam stan zakochania. Lubię dobrze wyglądać -cóż w końcu jestem kobietą i szczypta próżności nie jest mi obca. Tę sukienkę kupiłam na ślub przyjaciela, po bezowocnych poszukiwaniach partnera na tenże ślub, postanowiłam, że muszę sobie jakoś ten fakt zrekompensować. Chciałam wyglądać olśniewająco. A wszystko przez to, że kobieta bez mężczyzny jest postrzegana jako „ułomna”, „niekompletna” i choć nie myślę w ten sposób o sobie to przecież i tak ktoś mi dorobi gombrowiczowską gębę.
Nie lubię
Ach to najprostsze z pytań, bo nie lubić jest łatwiej niż lubić. Tak samo jak mówienie o sobie źle jest prostsze niż mówienie dobrze, bo mówić dobrze nie wypada. Za to bardzo wypada ponarzekać. Korzystając więc z okazji powiem, że nie lubię bardzo głupoty ludzkiej, mam na nią alergię wręcz. Nie chodzi mi o prostolinijność ludzkich umysłów, ale o głupotę podszytą perfidią. Nie wiem skąd się biorą pokolenia mózgów wypełnionych próżnią, które z głupoty starają się zrobić swoją wizytówkę. Czy jest coś równie głupiego? Źle znoszę konfrontację z niesprawiedliwością i gdy jestem jej świadkiem jak rzadko kiedy potrafię się unieść. Nie lubię niezdrowych objawów egoizmu od których chorują wszyscy, którzy są najbliżej Pana Ego. Dyskryminacji nie lubię, szczególnie ze względu na płeć, tym bardziej, że często jestem jej przedmiotem. Sama sobie wniosę szafę na ósme piętro drodzy Panowie. Na koniec jeszcze dodam, że odziedziczyłam po prababce–malarce głębokie poczucie estetyki, więc eksponujemy atuty chowamy wady. Posiadanie brzucha jest powodem do dumy tylko w stanie błogosławionym. Golfów nie lubię, bo mam krótką szyję i golf nie ma dekoltu.
5 lipca 2010
Wakacje 2010
Drodzy czytelnicy,
Nie da się ukryć, że nadeszły wreszcie upragnione i długo przez wszystkich wyczekiwane upalne dni. Po prostu lato pełną gębą. Coraz trudniej się skupić na czymś poważnym, coraz bardziej zaprząta nam głowy hamak wiszący w cieniu drzewa, śpiew ptaków, spacer w lesie, kąpiel w jeziorze. Sezon ogórkowy w pełni :)
Ponieważ wybieramy się z żoną na bardzo długą i daleką wyprawę przez Europę, dlatego na czas wakacji zawieszam bloga i „Moje uniformy”. Poza drobnym incydentem jaki prawdopodobnie wydarzy się w sierpniu, nie będę w tym czasie nikogo fotografował. Wrócimy do projektu dopiero w październiku.
Mam przy tym ogromną nadzieję, że od jesieni nie zabraknie Was, odwiedzających bloga, że nie zapomnicie o mnie i o osobach, które w projekcie wystąpiły, a może w którymś z Was dojrzeje myśl o wzięciu w nim udziału.
Do zobaczenia już wkrótce.
:)
Nie da się ukryć, że nadeszły wreszcie upragnione i długo przez wszystkich wyczekiwane upalne dni. Po prostu lato pełną gębą. Coraz trudniej się skupić na czymś poważnym, coraz bardziej zaprząta nam głowy hamak wiszący w cieniu drzewa, śpiew ptaków, spacer w lesie, kąpiel w jeziorze. Sezon ogórkowy w pełni :)
Ponieważ wybieramy się z żoną na bardzo długą i daleką wyprawę przez Europę, dlatego na czas wakacji zawieszam bloga i „Moje uniformy”. Poza drobnym incydentem jaki prawdopodobnie wydarzy się w sierpniu, nie będę w tym czasie nikogo fotografował. Wrócimy do projektu dopiero w październiku.
Mam przy tym ogromną nadzieję, że od jesieni nie zabraknie Was, odwiedzających bloga, że nie zapomnicie o mnie i o osobach, które w projekcie wystąpiły, a może w którymś z Was dojrzeje myśl o wzięciu w nim udziału.
Do zobaczenia już wkrótce.
:)
42. Ula, 24 lata, Warszawa

Nagość to nieuchwytny dar urzekania, który sprowadza się do tego, że czuję się dobrze w swojej skórze.
Lubię. Każda osoba ma swój styl, mniej lub bardziej wyraźny. Staram się ubierać w kolory, bo wg mnie w jakiś sposób odzwierciedlają osobowość i samopoczucie. Lubię wysokie szpilki, częste zmiany w wyglądzie oraz poznawanie nowych ludzi. Dobrze czuje się zarówno w dresie i adidasach jak i w sukience i obcasach. Lubię być sobą.
Nie lubię. Jeżeli czegoś nie lubię to po prostu tego nie posiadam bądź unikam. Takie rzeczy jak biżuteria, futra, spódnice czy sukienki do kolan i niżej jakoś specjalnie mi nie odpowiadają. Nie zniosę też kobiet, które ilorazem inteligencji przypominają kapustę... Poza tym zawsze lepiej dogadywałam się z facetami, może dlatego , że sama miałam być chłopcem... ;)
4 lipca 2010
41. Ania, 26 lat, Bełchatów

Lubię. Najbardziej lubie być sobą. Lubię czuć się swobodnie i dlatego często wieczorami zakładam na siebie cos wygodnego, coś co nie ogranicza mnie ruchowo. Wtedy wiem, ze odpoczywam po ciężkim dniu. Wtedy też próbuje analizowac wszystko co się wydarzyło parę godzin wcześniej.
Nie lubię. Największym moim problemem i utrapieniem jest chyba to, że ciężko jest mi kupić coś na siebie kobiecego i dopasowanego, co podkreśla figurę. Często muszę ubierac się w stroje, których raczej bym nie założyła. Wtedy czuję się jak przysłowiowy „wieszak”, nieatrakcyjnie.
3 lipca 2010
40. Asia, 27 lat, Warszawa

Na drugim biegunie tego wszystkiego jest pindrzenie się. Czasem przytrafiają się okazje, kiedy trzeba wdziać ponętne ciuchy, namalować sobie maskę i w ogóle pięknie wyglądać. Nie przepadam za tym, ale żeby podciągnąć to jeszcze bardziej ustroiłam się w bardzo złym stylu. Ssacze wypustki wyskakujące z ciuchów, dzióbki i mini. Przez moment stałam się słodką lasią.
16 czerwca 2010
39. Róża, 26 lat, Jelenia Góra

Lubię być Mamą, być blisko mojej córki, lubię ją przytulać i nosić. Naszym codziennym, ulubionym Uniformem jest chusta do noszenia dzieci. Dzięki niej czuję się wolna, nie ma dla nas choćby barier architektonicznych. Dzięki niej mam wolne ręce i mam swoje dziecko przy sobie. Nasza bliskość mnie uspokaja i uskrzydla. Sprawia, że życie płynie w rytmie bicia serca. I jeszcze lubię być w ciąży, daje takiego pozytywnego kopa, lubie sama przed sobą czasem powypinać brzuch, wtedy przyjemne wspomnienia wracaja :) Lubię swobodę i wolność.
Nienawidzę gdy ktoś oczekuje, że będę się usmiechać kiedy nie mam na to ochoty, kiedy ktoś bagatelizuje moje uczucia i próbuje mi wmawiac, ze inną Ja będę tą lepszą Ja. Nie lubię sztuczności. I nienawidzę nienawidzieć ;) Nie lubię tego uczucia przede wszystkim.
Nie lubię mieć rozpuszczonych włosów ani przyciasnych sukienek.
12 czerwca 2010
38. Viktoria, 19 lat, Prudnik

Lubię wyglądać kobieco, elegancko, wyrafinowanie. Koszula i ołówkowa spódnica, czyli to, co większości kojarzy się z nudnym, biurowym strojem, jest moim żywiołem. Nie muszę mieć szafy pełnej rzeczy, kóre są aktualnie modne. Grunt, że podobam się sobie w tym, co zakładam. Najczęściej wybieram ubrania w czerni i bieli, bo to daje mi większe pole do popisu w kwestii doboru barwnych dodatków. Stąd też maniakalnie kolekcjonuję krawaty, muszki, paski, kokardy, brosze i różnego rodzaju dodatki w stylu retro - często „złowione” w second-handach. No i jak każda kobieta uwielbiam buty!
Nie lubię ubrań, w których wyglądam bezkształtnie. Z reguły zakładam je tylko do sprzątania. W mojej szafie nie uświadczysz sportowych bluz, dresów, koszulek żywcem zdjętych ze starszego brata. Luźne T-shirty kojarzą mi się wyłącznie z lekcjami WF-u, których nawiasem mówiąc, nie odbywam od III klasy szkoły podstawowej. ;) Taki „uniform” nie ma w sobie ani nuty kobiecości, a ja nie lubię tego sobie odbierać.
30 maja 2010
37. Kamila, 17 lat, Wrocław

Lubię. Uwielbiam, kocham moich przyjaciół. Ta sukienka kojarzy mi się z moimi urodzinami, kiedy wszyscy byli ze mną, śmiali się tańczyli, pili za moje zdrowie. Wspaniały wieczór, niezapomniany! Chwile z nimi spędzane należą do najlepszych w moim życiu, bo to przy nich śmieję się bez końca, zapominam o wszystkich problemach i cieszę się chwilą! Poza tym ta sukienka dobrze obrazuje, że dbam o swój wygląd, przywiązuje do niego uwagę, ale bez przesady, bo nie jest to przecież najważniejsze. Staram się ukazywać swoje zalety a, ukrywać wady.
Nienawidzę. Dlaczego przepaska na ustach? Bo otacza Nas często zbyt wiele negatywnych emocji, które swoje ujście znajdują najczęściej przez Nasze usta… Są one potrzebne w naszym życiu, ale ich celem według mnie nie jest ranienie, sprawianie bólu innym. Dlatego nienawidzę, nie lubię, wystrzegam się tego jak tylko mogę… Zaczynając od samej siebie staram się, by przekształcać negatywne emocje skierowane do innych w konstruktywne rozmowy. Bo rozmawiać uwielbiam :)
27 maja 2010
36. Edycja, 22 lata, Kędzierzyn-Koźle

Nagość jest dla mnie czymś naturalnym. Wszyscy mamy to samo, istnieją tylko płeć męska i żeńska, i wszyscy wiemy, gdzie co się znajduje i jak co się nazywa. A jednak spotykam ludzi, którzy wstydzą się swojego ciała. Może dlatego, że mimo iż mamy wszystko podobne to jednak wyglądamy i czujemy inaczej. Przeszłam długą drogę aby siebie zaakceptować jak mnie geny uformowały czy natura stworzyła, pewnie pytacie się dlaczego mając taka figurę? Otóż w klasie podstawowej byłam dziewczyną, która najszybciej dojrzewała i była najwyższa ze swoich rówieśników, a wiemy jakie dzieciaki potrafią być w tym wieku... Cieszę się, że moje ciało jest teraz jakie jest: z bliznami (po samookaleczeniach - tak, ból, swego czasu, potrafił mnie podniecić), z widocznymi żyłami, popękanymi naczyńkami krwionośnymi, ze skórą pomarańczy na pośladkach. Co z tego, że innym mogę się nie podobać, ale to jest moje i ja to czuję i nareszcie podobam się sobie samej. Bo to najważniejsze, prawda? Wracając do tej naturalności, nie golę się. Niestety, bardzo ciepłe dni zmusiły mnie do zgolenia włosów pod pachami. Lubię swój zapach, ale nie znaczy, że muszę dzielić się z innymi. A prywatność? Mam i jest ona niewidoczna dla reszty. Nie boję się szukać swoich cielesnych granic i z chęcią eksperymentuję, bo Jestem człowiekiem i nic co ludzkie nie jest mi obce. Terencjusz.
Jest wiele rzeczy, które lubię i nie mogłam się zdecydować, które wybrać, bo każda z nich posiada coś szczególnego, ma inne znaczenie i inaczej na mnie działa. Także zdecydowałam się, że podzielę się tym, co uwielbiam. Moim nałogiem są gorsety, ale nie te bieliźniane, które potrafią zepsuć całokształt atmosfery, ale te porządne i bardzo dobrze szyte. One są bardzo drogie, więc mam ich niewiele w moim posiadaniu. Czuć się ściśniętym w talii jest dla mnie wspaniałym uczuciem. Co z tego, że moja pupa jest wtedy nieproporcjonalnie duża, ale ja to właśnie uwielbiam. Niedoskonałość i nieidealność, bo wtedy nie jest monotonnie. Ale co najbardziej mnie urzeka, to uczucie odciśniętej skóry po ściągnięciu gorsetu, uwielbiam po niej jeździć opuszkami palców i czuć pod nimi jej fałdy. Nie można zapomnieć o paskach i pończochach nylonowych ze szwem. Marzy mi się tak ubierać codziennie, jako bieliznę. I majtki takie zabudowane wysokie do talii. Mrrr... Nie czuję się wtedy jak babcia, bo ktoś pomyśli staroświecka, na to mówi się inaczej: wyrafinowana erotyka z lekką nutką retro. Czuję się wtedy Kobietą przez duże K. Od zawsze lubiłam się wyróżniać i nie nosić tego co wszyscy. A! Zapomniałabym o najważniejszym. Jestem fetyszystką włosów i myślę, że w tym miejscu nie trzeba więcej pisać, słowo fetysz mówi samo za siebie. Jestem dziwna i dobrze mi z tym.
Nie lubię kiedy widać mi bieliznę, gdy siadam czy pochylam się. Jestem wręcz na to uczulona i prawie przy każdym siadaniu, dłonią sprawdzam plecy czy coś nie widać. Ale to też zależy od sytuacji, w której się znajduję i w co jestem ubrana. To samo tyczy się (za) dużych dekoltów. Uważam to za niesmaczne i niekobiece. Ja rozumiem coś prześwitującego, ale nie to, co wystaje, gdzie nie powinno. Śmieję się z takich dziewczyn, które nie zwracają na to uwagi. Muszę nawet powiedzieć, że miałam okazję zobaczyć wystające majtki znad spódnicy u starszej kobiety, ba! nawet mojej nauczycielki. Nic tylko się śmiać. Bo co innego?
Dziękuję za poświęcenie mi czasu i że mogłam wziąć udział w tym projekcie.
24 maja 2010
35. Kasia, 25 lat, Wrocław

Lubię. Najbardziej na świecie lubię taniec :D I to bardzo konkretny, bo odtwórstwo tańców ze średniowiecza i renesansu z zachowanych traktatów (głównie włoskich i francuskich). Równie mocno lubię odtwarzać kulturę materialną i duchową owego okresu (czyli stroje czy przedmioty codziennego użytku) no i zamki. Wszystkie te zajęcia bardzo mocno ze sobą związane dają mi chyba najwięcej radości. Za każdym razem, gdy mam okazję uczestniczyć w imprezach historycznych lub historyzujących czuję się trochę jak w innym świecie, oderwana od rzeczywistości i codzienności. Czuję wtedy spokój, radość i harmonię i nigdzie nie muszę się śpieszyć ani niczym przejmować :) A w tańcu jak to w tańcu… euforię :D Ale tańca na zdjęciu się nie uwieczni. A przynajmniej nie tego (którego cały urok tkwi w drobnych szczegółach no i oczywiście w muzyce), więc pozostałam przy stroju ;)
Nie lubię. Nie lubię, a wręcz nie cierpię, kiedy ktoś jest napastliwy i agresywny. Albo kiedy wykonuje gwałtowne ruchy tuż przed moją twarzą, udaje, że się ze mną bije, tu szarpnie, tam trąci, uszczypnie, pociągnie za warkoczyk... szczeniackie, końskie zaloty. Nie lubię też damskich bokserów. To głupie i denerwujące. Pewnie też dlatego, że jestem straszliwie krucha i delikatna - ledwie się gdzieś dotknę i już mam siniaka, a co dopiero jak dostanę kuksańca z piąchy. Choćby dla tzw. "zabawy".
23 maja 2010
34. Colett, 19 lat, Zielona Góra

Poważnie mówiąc myślę, że przejmowanie się opiniami innych osób nie ma większego sensu, dlatego, że ludziom najczęściej przeszkadza w innych to, czego sami u siebie nie akceptują. Najważniejsze dla mnie jest to, że mojej ukochanej osobie odpowiadam taka, jaka jestem, aczkolwiek wiadomo, jak chyba każda kobieta uważam, że gdzieniegdzie mam za dużo a w innym miejscu za mało. Jednakże wychodzę z założenia, że każda niedoskonałość motywuje do dalszego rozwoju.
Lubię. Lato. Jesień, zima i nawet wiosną, są okresem dla mnie bardzo męczącym. Nie umiem wtedy porządnie wypocząć. Lato, kiedy robi się ciepło i przyjemnie jest najlepszym czasem. Lubię spędzać czas na słońcu, jednak czymś, co mogłabym robić praktycznie bez przerwy, to przebywanie nad wodą, zwłaszcza na wodzie, ale nie w wodzie ;) Niesamowicie mnie to relaksuje. Delikatne fale i promienie odbijające się od nich... Chyba nic więcej mi nie potrzeba, by odpocząć i niczym wokoło się nie przejmować.
Nie lubię. Za ciasnych, niewygodnych ubrań, zwłaszcza spodni i butów. Niekiedy bywa, że moja próżność, podsycana ogromnym samokrytycyzmem, bierze górę i wcisnę się w te ledwo dopinające się spodnie bo uważam w takim właśnie ubranku coś wygląda lepiej, ale przez cały czas marzę tylko o tym, by to zdjąć, zerwać z siebie, zmiażdżyć, pogryźć, wypluć, spalić i rozwiać na cztery strony świata.
13 maja 2010
33. Małgorzata, 20 lat, Poznań

Lubię. Etap w swoim życiu kiedy to dział się rock'n'roll. Koncerty, tanie wina, imprezy, znajomi, beztroska. Zawsze wiedziałam, że kiedyś z tego wyrosnę. Wszystko z czasem zamienia się we wspomnienia. Trochę tęsknie, jednak z drugiej strony to fantastycznie patrzeć na siebie i widzieć jak bardzo się zmieniło w tak krótkim czasie. Nauczyłam się, że przyszłość jest równie ważna jak teraźniejszość, że odpowiedzialność to dobra rzecz i że trzeba liczyć się ze swoją wątrobą, która niekoniecznie lubi komandosy. Lubię świadmość, że nie stoję w miejscu, tylko się rozwijam, że kształtują się moje poglądy. Nie mniej jednak tę koszulkę Gunsów nadal trzymam w domu, w końcu to prezent, pamiątka. Nigdy mi nie przeszkadzało że jest trzy numery za duża :) Lubię moje wspomnienia.
Nie lubię. Kobiecość. Nawet nie tyle, że nie lubię, po prostu się jej boję. Nie pasuje do mnie, jeszcze nie jestem na nią gotowa. Dopiero co wyrzuciłam podarte spodnie, stare trampki i dziurawą skórę. Wiem, że wkrótce ją odkryje w sobie, ale na tym etapie, na którym teraz jestem, ubieranie niewygodnych szpilek (przy moich 177 cm), obcisłych sukienek z pokaźnym dekoltem (gdybym jeszcze miała co podkreślać), to nie dla mnie. Jednak czuję, że powoli zaczynam się stawać kobietą, narazie zmiany te zachodzą w moim umyśle, kto wie może z czasem przeniesie się to na styl ubierania. Nigdy nie mów nigdy :)
4 maja 2010
32. Magda, 22 lata, Wrocław

Lubię. Bielizna, dlaczego to właśnie mój ulubiony uniform? Odpowiedź jest chyba trochę zadziwiająca, ale to właśnie dzięki niej udało mi się uwolnić od kilku kompleksów. Jako kobieta biuściasta z rozmiarem 75 G miałam kiedyś niesamowity problem aby znaleźć jakąkolwiek bieliznę, która pasowałaby idealnie do mojego ciała. Tak też zrodziła się nienawiść do moich piersi. Niejednokrotnie spotykając się z komentarzem „też bym chciała takie mieć” chciało mi się zwyczajnie wymiotować ale z pokorą i milczeniem znosiłam takie opinie bo nie miałam siły tłumaczyć, że duży biust to duży problem i jeszcze większy ból zarówno psychiczny jak i fizyczny. Tak było kiedyś… sytuacja ta zmieniła się znacząco z chwilą, gdy znalazłam markę bielizny, której producenci nie zapomnieli o takich jak ja. Może to kogoś dziwić ale dla mnie nie jest ważne czy sprzątam mieszkanie w starych dresach i powyciąganej koszulce, czy też mam na sobie małą czarną, która zakładam tylko na wyjątkowe okazje. To właśnie świadomość, że mam na sobie bieliznę, którą lubię, a której przecież nie widać, czyni każdą czynność dnia codziennego zdecydowanie łatwiejszą, powiedzmy przyjemniejszą.
Nie lubię. Wydaje mi się, że zdecydowana większość dzisiejszych nastolatek zapytana o to co dzisiaj jest „modne” odpowiedziałaby, że to właśnie ona czyli „panterka”. Osobiście jestem zdania, że to przede wszystkim ubiór odzwierciedla naszą osobowość, pozwala wyrazić nam siebie. Idąc za głosem swojego przekonania jestem przeciwna wszelkim trendom w „modzie”, które według mnie działają jak maska, czyli zasłaniają to, kim tak naprawdę jesteśmy. Według mnie każdy powinien ubierać się tak jak lubi, tak jak jest mu wygodnie i z tego właśnie powodu „panterce”, która w ostatnim czasie stała się dla mnie symbolem czegoś „modnego”, stanowczo mówię NIE!
28 kwietnia 2010
31. Natalia, 20 lat, Kędzierzyn-Koźle

Lubię. Przebierać się, wcielać w różne postaci – stąd strój pielęgniarki. Uwielbiam wszelkiego rodzaju przebierane imprezy, gdzie można na chwilę stać się kimś innym, dobierać zachowanie do stroju. Po części jest on rownież związany z moimi studiami. Lubię odczuwać satysfakcję jaką daje praca w szpitalu i bezinteresowna pomoc ludziom. Lubię rownież czuć się kobieco, seksownie, a wielu osobom kojarzy się z tym seksowna pielegniarka :)
Nienawidzę nosić spódniczek mini, nie mogę się do nich przekonać. Zdecydowanie swobodniej czuję się w spodniach, wszelkiego rodzaju. Spódnice mnie krępują. Zbyt dużą uwagę muszę przywiazywać wtedy do wyglądu (czy kiedy idę za bardzo mi się nie podwinęła, trzeba też bardzo uważać choćby wysiadając z samochodu). Miniowkę chyba wymyslił mężczyzna żeby uprzykrzyć życie kobietom :)
24 kwietnia 2010
30. Sabina, 27 lat, Wrocław

Najlepiej być ponad ciałem. Ciało to tylko narzędzie prokreacji, czynnik łączący mężczyznę i kobietę, do wyboru do koloru, kto co lubi, grubych, chudych, za chudych, za grubych. Ciało – powierzchowność człowieka, układ danych genetycznych, coś z czym się rodzimy i musimy nauczyć się z tym żyć, mało tego – musimy to ciało polubić. Bez lubienia nie ma co liczyć na powodzenie w relacjach damsko-męskich lub jest depresja lub operacje plastyczne... Lubię swoje ciało, choć nieidealne, jest moje i nie zamieniłabym go na żadne inne. Pełna akceptacja dla tych krągłości, brzuszka, nie chce mi się stosować diet... nie chce mi się katować by dążyc do odgórnych kanonów piękna, które i tak są abstrakcją dla zwykłego człowieka, które są określone nie wiadomo przez kogo i po co... Ciało jak jeden z uniformów może być świadomie ukształtowane, może wynikać z nas samych, może być tylko maską za która stoi prawdziwe JA człowieka.
Lubię. Swobodę lubię, lubię być wolna, lubię czuć się kobieco i zarazem swobodnie, lubię naturalność, cenię spontaniczność, indywidualność, kreatywność. Lubię czasem bujać w obłokach i wyłączyć się z rzeczywistości, lubię odjechać i nie martwić się o jutro :) Lubię sny o lataniu… lubię żyć chwilą, strój niedbały lubię, luźny ale kobiecy. Lubię podwinąć sukienkę i pod wpływem emocji odlecieć gdzies w dal... bez celu… przed siebie... lubię...
Nienawidzę standardów, nienawidzę rutyny dnia codziennego, duszę się w standardowym trybie życia pt. „praca biurowa”. Nienawidzę bycia w określonym terminie na czas... pracy po godzinach nienawidzę, pracy na miarę nienawidzę, pracy gdzie dokładność i skrupulatność jest mile widziana. Z wykształcenia ARCHITEKT, nie umiem żyć na miarę, to mnie wykańcza, ciągła monotonnia, dopracowywanie szczegółow, dokładność... wygórowowane ambicje... temu zdecydowanie mówię NIE.
22 kwietnia 2010
29. Ewelina, 21 lat, Wrocław

Lubię. Odrobinę szaleństwa! Ludzie, którzy dopiero mnie poznają postrzegają mnie jako osobę poważną, dojrzałą, trochę do przesady i trochę... nudną. W rzeczywistości jednak lubię się bawić, śmiać, uświadamiać sobie, że tam w środku, we mnie, drzemią pokłady niewykorzystanej energii. Lubię robić rzeczy szalone, spontaniczne, niespodziewane. Z tą radością wiąże się również szczypta drapieżności. Lubię flirtować, kokietować, podobać się i działać na zmysły. Kobieca wulgarność [w postaci nie przesadzonej i od czasu do czasu] jest doprawdy całkiem fajna.
Nie lubię. Ludzi, którzy ściemnają. Udają sympatię do tych, których w rzeczywistości nie cierpią, zakładają maski by przy różnych ludziach odgrywać zupełnie inne role. Kłamią i udają kogoś, kim nie są. Nie lubię nieszczerości i skrzętnego ukrywania swoich emocji. W życiu nie lubię gier, ani przedstawień, nie lubię tego do czego trzeba założyć maskę i robić coś sprzecznego ze swoimi emocjami. Jestem sprawiedliwa i stanowcza. I chyba właśnie dlatego w przyszłości mogłabym zostać policjantką.
21 kwietnia 2010
Od autora słów parę.
Minęły 3 miesiące od startu projektu i chyba nadszedł czas na małe podsumowanie. Za chwilę liczba uczestników przekroczy 30 osób. Bardzo mnie to cieszy, naprawdę. Pojawiają się coraz ciekawsze historie, coraz bardziej interesujące charaktery.
Systematycznie rośnie liczba odwiedzin. Od 10 lutego, od kiedy uruchomiłem Google Analitics, blog ma już 6 tysięcy odwiedzin oraz ponad 16 tysięcy odsłon. Najwięcej czytelników było 18 kwietnia - 191 odwiedzin i 617 odsłon. Jak na tak mało znane przedsięwzięcie to bardzo dużo, więcej niż bym się spodziewał.
Chcę podziękować wszystkim sympatykom projektu, szczególnie tym, którzy wykazali się odwagą i wzięli w nim udział, nieraz dojeżdżając do mnie z odległych miast, poświęcając swój czas i pieniądze. Chcę podziękować także tym, którzy odwiedzają bloga w oczekiwaniu na nowe wpisy, także tym, którzy go komentują. Dzięki Wam wszystkim mam siłę i napęd by prowadzić ten projekt. Obiecuję, że prędko go nie zakończę :)
----
Chcę również zaprosić do udziału tych, którzy czytają bloga ale nigdy nie pomyśleli by wziąć udział w projekcie. Tych, którzy może się wstydzą. Tych, którzy chcą ale jeszcze się wahają. Jak sami widzicie projekt zaczyna wyglądać coraz poważniej. Dlaczego nie mielibyście spróbować? Nie ważne ile macie lat, nie ważne jak wyglądacie. Ważne są Wasze historie, Wasze motywacje, uzależnienia, pasje, marzenia, dramaty. Jednym słowem Wy.
Piszcie na adres kontakt(małpa)arekwojciechowski.pl
Systematycznie rośnie liczba odwiedzin. Od 10 lutego, od kiedy uruchomiłem Google Analitics, blog ma już 6 tysięcy odwiedzin oraz ponad 16 tysięcy odsłon. Najwięcej czytelników było 18 kwietnia - 191 odwiedzin i 617 odsłon. Jak na tak mało znane przedsięwzięcie to bardzo dużo, więcej niż bym się spodziewał.
Chcę podziękować wszystkim sympatykom projektu, szczególnie tym, którzy wykazali się odwagą i wzięli w nim udział, nieraz dojeżdżając do mnie z odległych miast, poświęcając swój czas i pieniądze. Chcę podziękować także tym, którzy odwiedzają bloga w oczekiwaniu na nowe wpisy, także tym, którzy go komentują. Dzięki Wam wszystkim mam siłę i napęd by prowadzić ten projekt. Obiecuję, że prędko go nie zakończę :)
----
Chcę również zaprosić do udziału tych, którzy czytają bloga ale nigdy nie pomyśleli by wziąć udział w projekcie. Tych, którzy może się wstydzą. Tych, którzy chcą ale jeszcze się wahają. Jak sami widzicie projekt zaczyna wyglądać coraz poważniej. Dlaczego nie mielibyście spróbować? Nie ważne ile macie lat, nie ważne jak wyglądacie. Ważne są Wasze historie, Wasze motywacje, uzależnienia, pasje, marzenia, dramaty. Jednym słowem Wy.
Piszcie na adres kontakt(małpa)arekwojciechowski.pl
18 kwietnia 2010
28. Karolina, 26 lat, Oława

Nago, w czasie sesji. No cóż troszkę zmieniłam swoje podejście :). W czasie sesji zaskoczyłam samą siebie... kiedy ukrywałam swoje ciało czułam się jakoś tak nieswojo, jakbym co najmniej wstydziła się przed sobą samą. Pomyślałam – nie, to bez sensu. Dlaczego mam wstydzić się swojego ciała? Każda kobieta ma przecież to samo: ręce, nogi, piersi, pośladki – różnica jest tylko w rozmiarze, w jędrności itp. Moje podejście do nagości zmieniło się dzięki nowemu doświadczeniu, którym była właśnie ta sesja. Czułam się swobodnie i co najważniejsze dobrze. Nie stanę się przez to ekshibicjonistką, ale na pewno zacznę patrzeć na siebie łaskawszym okiem.
Lubię. Jestem wizażystką i lubię to co robię. Kiedy usiadłam i zaczęłam myśleć nad tym w czym lubię się najbardziej, od razu pomyślałam o moim uniformie w pracy. Pas z pędzlami – kiedy go zakładam czuję się jakoś tak, hmmm... wyjątkowo, profesjonalnie. Lubię się ładnie ubrać, kobieco itd. ale jednak najlepiej czuję się w pracy, kiedy mogę założyć na siebie swój pas z cudeńkami, otworzyć kufer z kosmetykami i być po prostu sobą... wizażystką.
Nie lubię. Kiedy patrzę na ten pulowerek to widzę całe zło mojego świata – moje studia. Na każdych egzaminach miałam właśnie ten przeklęty PULOWER. Czemu tak bardzo go nie lubię? Nie znosiłam swoich studiów, atmosfery która tam panowała i wszystkiego co wiąże się z tymi studiami, a ten PULOWEREK bardzo się z nimi wiąże i to z tą najgorszą ich częścią, z egzaminami.
16 kwietnia 2010
27. Dalia, 23 lata, Dąbrowa Górnicza

Lubię sport dlatego biegam, tańczę… i jestem raczej szalona na codzień. Lubię jeździć na zawody biegowe, czuć to zmęczenie i mieć z tego satysfakcję, cieszyć się, że dobiegłam do mety, choć nieraz łatwo nie było. Tańczę jako cheerleaderka, lubię kibicować naszym koszykarzom bo mamy dużo wejść w czasie meczu, fajnie jest kiedy ludzie biją nam brawo.
Nie lubię pokazywać się w bieliźnie czy stroju kąpielowym, czuję się w niej po prostu dziwnie. Progi trzeba czasem przekroczyć… może i figurę mam tam „jakąś”, ale nie lubię tak po prostu, może to kompleksy… ale każdy raczej je ma.
15 kwietnia 2010
26. Aleksandra, 17 lat, Świdnica

Lubię ubierać się kobieco. Kocham zwłaszcza elementy garderoby zarezerwowane tylko dla pań. Sukienki, spódnice, gorsety, szpilki potrafią zdziałać cuda z sylwetką. Podkreślić atuty i ukryć wady to cała sztuka. Duży wpływ na mój ubiór ma moja siostra, która zawsze była taktowna, niewieścia, delikatna. Lubię klasyczną biel i czerń łączyć z wyrazistymi kolorami jak czerwień, zieleń czy fiolet. Czasami dodaję swoje 5 groszy do ubrań, nadaję im nowy charakter, aczkolwiek mistrzynią igły i nitki nie jestem ;) Momentami zdaje mi się, ubiór jest jedną z niewielu form mojego uzewnętrzniania się.
Nienawidzę wręcz sportowego stroju, spodni z krokiem w kolanach, szerokich koszulek i adidasów. Jest mi niezmiernie niewygodnie w tych wygodnych ubraniach. Obszerny materiał powoduje, że czuję się przytłoczona, jakbym tonęła. Jedyne co mnie zmusza do takiego stroju to wf (on sam mi się nie najlepiej kojarzy już z samego faktu, że jestem totalną sierotą). Szelest spodni między nogami doprowadza mnie do szewskiej pasji. Duże T-shirty skutecznie maskują talię, a i płaskie buty uroku nie dodają. W efekcie mamy konusa z przykrótkimi nogami i ogólnie zachwianymi proporcjami sylwetki.
14 kwietnia 2010
25. Andrzej, 61 lat, Warszawa

Jeśli zaś chodzi o pozowanie nago... jestem tu przeciwnikiem kastrowania mężczyzn na zdjęciach! FACECI POWINNI MIEĆ FIUTA!!! Mowię tu o naturalnych ujęciach mężczyzny w roli, dosyć zresztą rzadko mu nadawanej... w roli Człowieka.
Lubię... i to można zobaczyć na wielu zdjęciach... lubię kapelusz. Nie jest on dla mnie ciepłym nakryciem głowy... to jakiś mój symbol luzu, zabawy, spektaklu! Noszę go zawsze w czasie wakacji, podróży... lub na sesjach. I lubię marynarkę... szczególnie tę jedną, czarną, sztruksową, miękką i luźną, a do tego cała reszta, też zazwyczaj czarna... pasuje to do mojej białej brody. Lubię też krawaty, nie by je używać na codzień.... kolekcjonuję je. Różne wzory, różne kolory, karnawał ....szukam w lumpexach takich bardziej oryginalnych, pięknych choć niepraktycznych... często śmiesznych. Jeśli już, wychodząc na jakąś bardziej oficjalną imprezę, zakładam krawat z mojej kolekcji... spotykam sie często z podziwem, zwłaszcza młodych kobiet :-) Mówią: Twój krawat jest... odlotowy, zajebisty, śliczny, cudny. Lubię wino i lubię dużo palić.
Nienawidzę. Nie znoszę paradować w Majtkach, Kapciach i Pidżamie. Kapcie zwane też pantoflami, bamboszami, wsuwkami. Więc śpię nago... tak, jak jestem na plaży. Nie daj Boże być w szpitalu... tam wymagają pidżamy... więc w szpitalu, z upokorzenia i rozpaczy, już po 2-3 dniach... umrę! Więc oto ja.... w majtkach, slipach plażowych lub bieliźnianych... nie, najlepiej będzie w pidżamie... ale musi być ona typowa, właśnie szpitalna. Ma być tak okropna, jak sie tylko da. Było o nią trudno, ale udalo mi się wypożyczyć ze szpitala wojskowego. Mam też taką jedną wyjątkową, tę lubię.... jest czarna, w delikatny, jasny prążek... to jakby lekki garnitur, pasuje nawet do białej koszuli... ale nie dam sie w niej sfotografować w tym temacie :-)
24. Agnieszka, 25 lat, Sosnowiec

Uwielbiam gotyk. Ze wszystkich istniejących uniformów wybrałam bardzo świadomie właśnie ten, ponieważ niesie ze sobą wartości, które są mi bardzo bliskie. Wszystko to, co znajduje się na peryferiach kultury europejskiej, cała siatka implikacji tworzona od wieków. Gotyk to nie subkultura, to bardzo bogata kultura i szata estetyczna. Mogę ją ściągnąć, lecz pewien, ten właśnie sposób odczuwania świata pozostaje we mnie. Czarna koronka, długie suknie, syntetyczne włosy, gorsety, błyszczący lack, koturny, fishnety budzą uśmiech na mojej twarzy i czułość, w kwestii uniformów to dla mnie po prostu piękno. W długiej czarnej sukni lub lateksowej mini czuję się sobą, czuję się swobodnie.
Nienawidzę trendów. Mody. Narzucania ideałów piękna z góry. Założyć mogę wszystko, ale wyglądając jak 80% ludzi na ulicy czuję się tylko trybikiem w maszynie, czymś kierowanym odgórnie, jakimś konstruktem narzucanych implikacji. Zwyczajnie w modnym uniformie czuję się okropnie! Interesuję się modą, żeby umieć flirtować z nią i umieć zadać jej bolesny cios, i nie daj bogini być modną. Na myśl o tym co "kobiece", co wypada, co nie wypada, co zmniejszyć, co powiększyć, jaka "spodobam się mężczyznom i wzbudzę zazdrość kobiet" ogarnia mnie pusty śmiech. Teraz modne są ramoneski, szkoda, schowam je na dnie szafy na parę sezonów.
28 marca 2010
23. Patrycja, 25 lat, Wrocław

Uwielbiam sportowe emocje. Kibicowaniem zaraził mnie mój ukochany, który kilka lat temu zabrał mnie na mecz naszych szczypiornistów. Atmosfera jaka panowała w hali była niesamowita. Hałas, przyśpiewki i ogromna radość z każdej zdobytej bramki zaczarowały mnie… Wyszłam z hali z wysokim poziomem endorfin i ze zdartym gardłem. Kibicowanie wciągnęło mnie do tego stopnia, że teraz nie potrafię odmówić sobie przyjemności obejrzenia w telewizji meczu szczypiornistów czy siatkarzy. Zakładam swoją koszulkę, trzymam mocno kciuki i drę się wniebogłosy kiedy nasi wygrywają.
W górę serca Polska wygra mecz!
Polska wygra mecz!
Polska wygra mecz!
Nienawidzę wszystkich ubrań, które musiałam wyrzucić z powodu przytycia! To nie jest takie proste uświadomić sobie, że ciało, które do tej pory było smukłe i szczupłe, schowało się pod płaszczem zbędnych kilogramów i już go nie widać… Musiało minąć trochę czasu zanim przyznałam sama przed sobą, że przytyłam. Teraz jestem na etapie mocnego postanowienia poprawy i zamierzam zrzucić parę kilo. Z ciuchów, w które moje cztery litery już się nie mieściły, zostawiłam sobie tylko te spodnie. Będą one miarą mojego sukcesu – powrotu do dawnej sylwetki. I to jest mój manifest odchudzania.
Subskrybuj:
Posty (Atom)